+2
Deadpool 1 lipca 2014 13:29
Nowy Jork 13-15.06.2014
Wylądowaliśmy na JFK z opóźnieniem (nigdy więcej British Airways), przywitał nas ulewny deszcz, przez co jeszcze 40 minut posiedzieliśmy w samolocie bo nie mogli podstawić tunelu, potem jeszcze kilkadziesiąt minut na odprawie wizowej i wyszliśmy z lotniska. Dobrze że podczas lotu obejrzałem "Wilka z Wall street" z diCaprio to wiedziałem że należy się spodziewać naciągania na każdym kroku. Po wyjściu z lotniska skierowaliśmy się do przystanku Air Train (coś jak tramwaj, tylko ma przystanki na drugim piętrze) a tam przypałętał się już jakiś koleś i zaczął nas naganiać do taksówki mówiąc że o tej porze inaczej nie dojedziemy. Co ciekawe wyglądał jak pracownik lotniska a nie taksówkarz. Całe szczęście jesteśmy dosyć asertywni, szczególnie w przypadku gdy coś wiemy, a akurat drogę do centrum opykałem sobie w głowie bardzo dawno. W każdym razie 15 minut pociągiem powietrznym i dojechaliśmy do metra. Droga od lotniska zabrała więc około 70 minut i 14 dolarów za dwie osoby. W sumie bardzo tanio porównując np. z Paryżem lub Londynem. Po wyjściu z metra przywitał nas Nowy Jork jak z filmów. Była gdzieś 21 czasu wsch-amer. Nie padało już i było przyjemnie ciepło (około 26 stopni C lub 80 F. Jak się okazało później przelicznik z F na C, czyli (F-32)*5/9 wszedł w głowę bardzo dobitnie i przydał się nie raz. +1 do magii). Wzrok od razu przykuły wszechobecne wieżowce i żółte taksówki, a do uszu od razu dobiegł dźwięk klaksonu - tam chyba się trąbi zawsze i na wszystko. Po pierwszym przyjemnym wrażeniu udaliśmy się do hotelu. Rzuciła się w oczy łatwość znalezienia go. NYC jest naprawdę intuicyjnie pomyślany a system numeracji przecznic i alei powoduje że szybko można tam chodzić bez mapy. W hotelu natomiast następny zgrzyt z naciągaczami. Pani z recepcji z uśmiechem na ustach, mówiąc bardzo szybko każe mi płacić za dwa pokoje bo najwyraźniej się pomyliłem i klinkąłem dwa razy. Na szczęście rezerwowałem przez booking.com i miałem od nich jedno potwierdzenie więc byłem pewien że taka sytuacja nie miała miejsca, co też Pani jasno wyjaśniłem i odpuściła. Sam hotel fajny, pokój spoko a w TV 5-ty mecz finału pucharu stanleya :-). Jak się okazało ostatni i LAK zdobyło mistrzostwo pokonując NYR w drugiej dogrywce.
Następnego dnia od rana w miasto. Zobaczyliśmy w sumie wszystko co założyliśmy. Miasto robi naprawdę spore wrażenie, wszędzie wieżowce z których najniższe są wysokości marriotu w Warszawie. Interesujące jest to że stoją one zaraz przy ulicy. Idzie się chodnikiem a tu obok Ciebie ściana 200 m. Potęguje to uczucie przytłoczenia. Po złażeniu mid-Manhattanu poszliśmy do przystani z której mieliśmy popłynąć na statuę wolności (od hotelu 6km, więc odległość w sam raz). Tutaj pierdzilion kontroli bezpieczeństwa jak na lotnisko i 20 minut rejsu z którego można popatrzeć na mahattan. Sama statua bardzo ciekawa, ale już wejście na jej koronę nie ma sensu. Nic prawie stamtąd nie widać. Powrót to niestety kilku-dziesięciominutowe oczekiwanie w kolejce na prom co psuje trochę wrażenia, bo pamięta się głównie to. Po powrocie na manhattan jeszcze wizyta przy WTC. Ciekawie rozwiązana kwestia dziur po wieżach. Są to teraz dwie kwadratowe fontanny gdzie woda spływa po krawędziach w dół. Na krawędziach poza tym tablice z nazwiskami wszystkich uczestników feralnych lotów. Obok tych fontann stoi już nowe WTC z gotową najwyższą wieżą. Jest całkiem fajna, ale dwie wieże robiły lepsze wrażenie. Po dzielnicy finansowej nadszedł czas na ostatni punkt z tego dnia czyli most brooklyński. Jak dla mnie jeden z lepszych punktów. Bardzo ładnie wszystko z niego widać a sam w sobie jest bardzo urokliwy.
Następnego dnia wykończyliśmy to czego nie zdążyliśmy dzień wcześniej - wjazd na szczyt Empire State i Central Park. Pod Empire oczywiście następny naciągacz - miałem kupiony zwykły bilet ale on chciał mnie przekręcić na ekspresowy bo przekonywał że jest tam kolejka miliona ludzi, co oczywiście okazało się kłamstwem bo byliśmy tam o 8 rano :-). Widok z Empire znakomity. Jako fan wdrapywania się na wszystko uważam to na zupełny must pobytu w NYC.
Po Empire czas na central park i mały bieg. Ludzi biega tam chyba z pół miliona a drugie tyle jeździ na rowerze. Szkoda tylko że po mieście to jeżdżą samymi taksówkami. Szkoda że było mało czasu na central park bo można tam się naprawdę zrelaksować. Cóż, pierwsza ofiara dużego tempa wyjazdu i pierwsza rzecz do poprawki.
Ocena miasta 9/10.

Miami Beach 15-19.06.2014
Lot z Newark liniami Jet Blue. Poza zgrzytem z opóźnieniem lotu bo piloci zachlali (oficjalny powód - korek z JFK), wrażenia pozytywne. Bilet niedrogi, samolot porządny, szerokie siedzenia, telewizorek, napoje i przekąski za darmo. Wylądowaliśmy w West Palm Beach skąd wynajętym samochodem (znowu naciągacz który chciał mnie przekręcić na lepszy samochód i dodatkowe opcje, ale się nie dałem - 4:0 dla mnie), przemieściliśmy się na South Beach Miami. Hotelik gustowny, w charakterystycznym klimacie Art-deco miami (znaczy po prostu kubański :-)). Tam znowu mecz, tym razem NBA, też piąty, też ostatni. San Antonio wyjebało Miami. Chyba przynosiłem pecha gospodarzom :-).
W miami trafiliśmy na porę deszczową co akurat tam nie ma żadnego znaczenia, słońce opala przez chmury, w cieniu i jak się wydaje nawet kroplami deszczu. Oczywiście znowu się poparzyliśmy. Plaża w Miami Beach ciut przypomina plaże karaibskie, jedakże piasek nie jest taki biały a woda ma trochę inny kolor, jest jednak prawie tak samo ciepła. W każdym razie miejsce prawie idealne do plażowania. W porze deszczowej czasem potrafi przywalić burza ale szybko przechodzi i można się znowu smarzyć. Na plaży sporo atrakcji, boiska do siatki, a także kawał ubitej ziemi przeznaczonej dla biegaczy.
Tu pierwszy raz zwycięstwo odnieśli naciągacze. Za jedną kolację zapłaciłem 140 dolarów. Głównie przez dwa dzbany sangrii, które wziąłem myśląc że zamawiam dwie lampki. Cóż - 4:1.
Ocena plaży 9/10

Miasto Miami ma ten fajny cukierkowy klimat. Charakterystyczne wysokie wieżowce z balkonami od razu przywołują do pamięci Maimi Vice i Vice City ;-). Ogólnie w sumie nic tam ciekawego do zwiedzania nie ma, ale kto by tam chodził w 35 stopniowym upale. Miami Heat ma nazwę znakomicie pasującą do miasta. Mimo braku atrakcji turystycznych i tak za klimat daję miastu ocenę: 7/10

W trakcie naszej wizyty biliśmy też samochodem na Key West, ale poza fajnym 7-milowym mostem postawionym w oceanie, odrzutowcami latającymi co chwila przy bazie na Key west i barem w którym przesiadywał Hemmingway nie ma tam nic godnego uwagi.
Ocena 5/10.

Los Angeles 19-20.06.2014
Przyszedł czas na zachodnie wybrzeże. Lot liniami Virgin America z Fort Lauderdale. Bardzo wygodny, elegancki samolot, ale prawie wszystko płatne (bagaż, jedzenie, tylko chyba napoje za darmo). Lotnisko dosyć małe, ale przez to nawet nie pamiętam procesu odprawy, więc musiało być szybko. Pamiętam że była spora burza tego dnia, a lotnisko ma częściowo przeszklony dach i było widać pioruny. Ciekawa atrakcja przed lotem. Pewnie z tego powodu podczas tego lotu Kinga miała jakieś ostre lęki. Nie wiadomo dlaczego była przekonana że samolot zaraz spadnie na Texas.
W LA zaczął się bardzo długi dystans z wynajętym VW Jetta. Jak się okazało, posiadanie samochodu w LA jest bardziej kluczowe niż posiadanie dezodorantu. Najmniejsza odległość na mapie to 30 km gdzie by nie chciał jechać. Komunikacja miejska praktycznie nie istnieje, a wszyscy zasuwają furami po 6 pasmowych autostradach przecinających miasto wzdłuż i wszerz, które to autostrady albo są zakorkowane albo ludzie zapierdzielają po nich dużo szybciej niż pozwala limit (który jest dużo niższy niż w europie). Ogólnie korki, ogromny ruch i problemy z przemieszczaniem się to rzeczy które najlepiej zapamiętałem z LA. Miasto nie ma zbyt dużo do zaoferowania. Jest fajna plaża w Santa Monica, ze znanym z serialu Beverly Hills 90210 asfaltowym pasażem, dobre wrażenie robi też samo Beverly Hills oraz znak Hollywood, ale to wszystko. Universal studios to atrakcja dla dzieci, a do Hollywood blvd doskonale pasuje fraza którą kiedyś wyczytałem w deadpoolu: "place where beautiful dreams die ugly deaths". Brud, syf, bezdomni i niespełnieni aktorzy poprzebierani za postacie z filmów chcący wyciągnąć kasę z zrobienie z nimi fotki.
Fajne było spanie w hotelu, gdzie do pokoju wchodzi się od zewnątrz przez balkon. Czekałem tylko jak zaraz wpadnie terminator.
Ocena plaży: 7/10, ocena miasta 4/10

Santa Barbara 21.06.2014
Tu zupełnie odmienne wrażenia. Klimat jak z meksyku z klasycznymi białymi budynkami, fajna plaża, palmy, spokój. Znakomite miejsce do odpoczynku. Druga rzecz do poprawki.
Ogólna ocena 7/10

San Francisco 22.06.2014
Drugie po NYC miasto które zrobiło na mnie największe wrażenie. Potężny Golden Gate Bridge (i kilka innych których nie znałem i wprost fantastyczne strome uliczki, z których zjazd samochodem podnosi adrenalinę windują ocenę miasta bardzo wysoko. Obraz psuje dziwna sprawa z bezdomnymi. W ścisłym centrum miasta są dosłownie ich obozowiska. Obok zabytkowych, bardzo ładnych budynków koczują bezdomni w namiotach. Co prawda nie czuć od nich agresji ani złych zamiarów, ale nie można powiedzieć że jest przyjemnie. Jednakże mojej oceny za bardzo do nie zmienia: 8/10.

Yosemite 23.06.2014
Tu zatrzymaliśmy się wieczorem dnia poprzedniego a miłym B&B Berkshire zaraz przed parkiem. Właściciel był bardzo fajny i tylko przestraszył trochę Kingę, bo na jej pytanie o to czy są w okolicy niedźwiedzie odpowiedział: "aaaaaaaaaaaaaa, one nie stanowią problemu". W każdym razie faktycznie nie stanowiły, a pobyt w jego BB oceniam chyba najlepiej ze wszystkich nocy. Przyjemny pokój w leśnej głuszy i śniadanie na balkonie wśród drzew i gór.
Z założenia park yosemite mieliśmy tylko przejechać, bo wg relacji mojej lepszej połowy która tam już była, nie jest to nic ciekawego. Okazało się wręcz przeciwnie i co chwila zatrzymywaliśmy się żeby podziwiać widoki. Jest to coś w rodzaju połączenia naszych wszystkich parków górskich z górami wysokimi, np. alpami. Byliśmy tam w końcu i tak tylko 2 godziny, ale mocno pokrzyżowało nam to dalsze plany. W każdym razie kolejna rzecz do poprawki. Jechać, wynająć rower i zjeździć całe, to byłby idealny plan.
Ocena: 9/10

Death Valley 23.06.2014
To też miała być rzecz tylko do przejechania w drodze do Las Vegas i w zasadzie była, ale zeszło się tam naprawdę długo. W każdym razie nie żałuję tego zupełnie. Super jest przejechać pustynię, przy 50 stopniach upału, gdzie dookoła jest żółto i czerwono od piasku i gór, a przed nami rozciągają się dziesiątki km drogi która bardzo często jest pusta jak okiem sięgnąć. Po wyjściu na zewnątrz niemal słychać palącą się skórę a i tak to jest jedyny dźwięk. Żadnego dźwięku ani ludzi, ani samochodów, ani nawet owadów. Fantastyczna sprawa. Podczas drogi mieliśmy ciekawą sytuację kiedy przeleciał zaraz nad nami (no może nie tak zaraz ale blisko :-)) wojskowy odrzutowiec. No i samochód się zagotował, trzeba było wyłączyć klimę, ale daliśmy radę.
Ocena: 9/10

Las Vegas 24.06.2014
Pierwsza i jedyna jak się okazała zmiana planów. W Vegas mieliśmy być około 19 poprzedniego dnia, ale wylądowaliśmy tam o 23, więc przewidziany na 24.06 wyjazd do Wielkiego Kanionu trzeba było odłożyć na lepsze czasy. Zostaliśmy więc noc dłużej w siedlisku zła, no i za takie też i ja je uznaję. Może i trzeba to zobaczyć, może i jest to ciekawa rzecz, ale mówiąc szczerze to takie miejsca napawają mnie obrzydzeniem. Typowa komercha, bez żadnej duszy, bez niczego. Za 200 lat nie będzie tego gówna. Hotele fajne, nawet w jednym dali nam noc w "Celebrity Suite" i fajnie było odpocząć w luksusie, ale jak następnego dnia wyszliśmy na miasto i zobaczyłem jak obok miliardowych inwestycji setki ludzi w upale żebrze o wodę to się tylko poczułem źle że wspomogłem złych bogatych. Na szczęście wygraliśmy w ruletkę 40$ więc trochę im uszczknęliśmy.
Ocena 3/10

Hoover Dam 24.06.2014
Oddzieliłem od Vegas bo to akurat bardzo fajna rzecz. Wysokość zapiera dech w piersiach i robi piorunujące wrażenie.
Ocena 7/10

Waszyngton 26.06.2014
Niejako na siłę dołożyliśmy stolicę, ale w sumie głupio byłoby mieć zaliczony taki kicz jak Vegas a stolicę nie. DC spełnia oczekiwania i robi wrażenie dostojnością. Lot United (samolot dosyć stary, ale wygodny, brak czegokolwiek na pokładzie).
Co do DC to wszystko co widzi się na filmach jest tak samo fajne, a Washinghton monument nawet wyższy niż mi się wydawało. Udało nam się także obejrzeć na jakimś placu mecz USA-Niemcy w mistrzostwach świata. Niemcy wygrali 1:0, ale i tak obie drużyny awansowały. Zadym nie było. Kibic niemiec mógł stać obok amerykańskiego i nie było problemu. Jak na warunki europejskie rzecz niespotykana.

Cóż. Potem już tylko 6 godzin autobusem do NYC (z rekordowym ślimaczeniem się do kanału Lincolna - 3 mile w 1,5h), godzina metrem na JFK, 6h lotu do Londynu, 4 godziny oczekiwania, 2 godziny lotu do Wawy i 1,5 kłótni z bagażowymi o zgubione walizki (bezskuteczne) i 2 godziny samochodem do płocka.

Dodaj Komentarz

Komentarze (9)

lela 7 lipca 2014 15:55 Odpowiedz
Macie jakieś fotki?:)
deadpool 8 lipca 2014 12:24 Odpowiedz
w pigułce :-) https://picasaweb.google.com/100131923777695607896/USA?authuser=0&authkey=Gv1sRgCMrlhpqqv-vNbA&feat=directlink
kriss 8 lipca 2014 17:55 Odpowiedz
fajne foty, relacja też :-)
deadpool 9 lipca 2014 10:41 Odpowiedz
krissfajne foty, relacja też :-)
dzięki :-)
kaziczek 9 lipca 2014 17:07 Odpowiedz
Bardzo fajny opis, zdjecia rewelacja! Czy mogę zapytac ile wyniosła was cała ta podróż?
deadpool 10 lipca 2014 10:45 Odpowiedz
kaziczekBardzo fajny opis, zdjecia rewelacja! Czy mogę zapytac ile wyniosła was cała ta podróż?
Jasne. Bez kosztów tzw. "życia", czyli jedzenia, picia i wszelakich rozrywek (jest to rzecz baaardzo subiektywna) wyszło około 15 tys. Z tego 7 tys na loty (3900 BA WAWNYC, 680 Jetblue EWR->PBI, 1100 Virgin FLL->LAX, 1360 United LAX->IAD), 2x25 dolarów autobus z DC do NY (polecam jednak dołożyć drugie tyle i jechać pociągiem, autobus miał 2 godziny opóźnienia i to bez powodu - po prostu korki), 1300 zł za wynajęcie samochodów (Alamo), 800 zł za paliwo (to jest niesamowity wynik bo zrobiliśmy około 2700 km), 5500 zł za hotele (głównie 3 gwiazdkowe blisko głównych atrakcji miasta, z wyjątkiem zachodu, gdzie braliśmy tańsze dalej bo mieliśmy samochód. Najdrożej oczywiście w NY, tam wyszło 1500 zł, ale mieliśmy hotel zaraz przy stacji grand central)
deadpool 10 lipca 2014 10:55 Odpowiedz
oczywiście wszystkie kwoty podane są w sumie za dwie osoby
josefman 21 lipca 2014 12:44 Odpowiedz
super wycieczka, tez taką trasę planuje tylko na razie mam ważniejsze wydatki, może za ok 2 lata?
deadpool 25 lipca 2014 14:08 Odpowiedz
josefmansuper wycieczka, tez taką trasę planuje tylko na razie mam ważniejsze wydatki, może za ok 2 lata?
trochę kasy zabiera, ale warto